piątek, 10 lutego 2012

"Na Syberię" Per Petterson

Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 269
Cena: 39,90zł
Ocena: 6/10


Z książką Pera Pettersona spotkałam się w dość dziwnych okolicznościach. Szarawa, pełna zimnych kolorów okładka po prostu przemówiła do mnie z półki, twierdząc najwyraźniej, że skrywa jakąś niezwykłą historię. Trudno odmówić tu niezwykłości, niebanalności, ale nie jestem do teraz przekonana, czy to wszystko, czego trzeba dobrej książce.

Od początku jesteśmy zaznajomieni z dwójką rodzeństwa - Jesperem i jego siostrą, która snuje całą opowieść i relacjonuje swoje wspólne życie z bratem, a także parę lat bez niego. Rzecz dzieje się w Danii, gdzie pod każdą fałdkę ubrania wkrada się nieprzenikniona wilgoć. Głęboka prowincja koło portowego miasta, bieda, obory pełne chudych krów i lato spędzone na polu. Dwójka dzieci żyje w rodzinie ludzi, których ja śmiało nazwałabym socjopatami bez mrugnięcia okiem.

Można też powiedzieć, że są to ludzie nieszczęśliwi, których marzenia zostały przekreślone na starcie, choć nie wiadomo jak wytłumaczyć antypatyczność i dziwactwo np. ojca dzieci, który, jak opisuje dziewczynka, od najmłodszych lat był zimny i nie okazywał uczuć. Od początku człowiek taki jak my, człowiek zachodu, ma poważną zagwozdkę. Wiadomo, że na północy relacje są chłodniejsze, jak tamtejszy klimat, ale czy aby na pewno Per Petterson przedstawił te relacje wiarygodnie? Mamy do czynienia z opisem życia prostych ludzi, ale niemal wszyscy oni zachowują się jakby codziennie im ktoś umierał. Każdy z nich to wzorzec zachowań antyspołecznych i są mocnym kontrastem do pojawiających się gościnnie bohaterów drugoplanowych, ciepłych, obdarzonych, no cóż, jakimikolwiek pozytywnymi myślami czy intencjami. Do tych drugich należy też Jesper, chłopak od najmłodszych lat zafascynowany Leninem i przekonany o swoim proletariackim przeznaczeniu.

"Na Syberię" to najbardziej ponura i smutna książka, jaką czytałam. Przede wszystkim ponura dlatego, że narratorka wydarzeń wydaje się być osobą, w której życiu nie pojawiła się prawie nigdy prawdziwa radość. Jest zupełnie odrębnym elementem, nie pasującym do społeczeństwa w żaden sposób. Doświadczona przez niezdrowe relacje z zimnymi, dziwnymi rodzicami, biedę i ciąg niepomyślnych wydarzeń snuje swoje historie niemal z idealną obojętnością. "Na Syberię" to świat ludzi bez większych marzeń, celów, perspektyw. Nakłada się na to tło II wojny światowej,  tragedii tamtego czasu, chociaż nie jest to tematem książki. Bohaterka jest jak z lodu, miejsca wydarzeń są szare, zimne i nieprzyjemne, a jedynym promykiem jest Jesper, który i tak nie pomaga za bardzo rozjaśnić tej grobowej atmosfery.

Nie dam tej książce zbyt wielkiej oceny, mimo, że nigdy czegoś takiego nie czytałam. Niezwykłość, to nie wszystko. Każdy element "Na Syberię" wydaje się być przypadkowy. Relacje dziewczynki czasami są wręcz oniryczne, albo tak chaotyczne, że można się zgubić. Relacje z bratem, mimo że domyślamy się że silne, nie są zbyt mocno zarysowane. W trzeciej części powieści bohaterka jest z nim rozłączona, a niemalże nie ma o nim mowy, jakby długa rozłąka z Jesperem była niczym. W dodatku dziewczyna jest tak antypatyczna, nieludzka, wyprana z emocji, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to w ogóle jest możliwe? Można cierpieć na na trwałą apatię? Koniec jest równie dołujący jak cała reszta, nie wnosi niczego nowego, a w dodatku autor właściwie umieszcza informację o nim już w połowie książki. Jest to więc coś na kształt relacji antyspołecznej istoty z części swojego nieudanego życia.

Nie można całe życie czytać radosnych książek z dobrymi zakończeniami i okłamywać się o świecie, którego nie ma. Ale jednak warto postawić sobie pytanie - jaki jest sens niektórych powieści, które wymykają się ze schematu, ale nic poza tym? Ja po lekturze "Na Syberię" tkwię w przekonaniu, że już po pierwszym dziale, który jest całkiem ciekawy, mogłam sobie śmiało odpuścić lekturę. Książka nie wniosła nic do mojego życia, niczego się nie nauczyłam i nawet nie próbowałam, bo wiedziałam, że charaktery osób są przerysowane, więc trudno się uczyć czegoś od ludzi, którzy właściwie nie mają nic do powiedzenia i uformowani są z kamienia. Teoretycznie można by przyglądać się relacji rodzeństwa i błędom rodzicielskim, ale to wszystko również jest oprawione w ramę sztywności i braku wiarygodności. Szkoda. Nie mniej jednak - nie jest to zwykła lektura i nie jest to beznadziejna literatura. Jeśli ktoś lubi lirykę smutku zaklętą w prozę, zapraszam do spotkania z Pettersonem. 

5 komentarzy:

  1. Chcę przeczytać tę książkę! Uwielbiam ponure i przygnębiające lektury! Dzięki za info:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce wcześniej, ale historia brzmi ciekawie. Może trochę smutku rzeczywiście się czasem dla odmiany przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja bardzo ciekawa i świetnie ukazująca to co w książce najpiękniejsze, jednak raczej nie sięgnę po tę pozycję... bynajmniej teraz.;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam tą książkę na swojej półeczce :) Ciekawa jestem jak mi przypadnie do gustu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń