sobota, 31 marca 2012

"Córka kata" Oliver Pötzsch

Wydawnictwo: Esprit
Liczba stron: 477
Cena: 39,90zł
Ocena: 7/10
Okładka: miękka
Rok wydania: 2011


Rzemiosło katowskie zostało już dziś mocno zapomniane i przyprószone kurzem historii. Zwykle kojarzymy katów z dekapitacją, choć częściej wspomina się o skazanych aniżeli o oprawcach, wykonujących jakby nie patrzeć prawomocne wyroki. Oliver Pötzsch, który jest potomkiem katowskiej dynastii Kuislów z Bawarii postanowił w tej powieści przybliżyć temat i wyciągnąć z kart historii swoją rodzinę, która żyła w mieście Schongau tuż po wojnie trzydziestoletniej roku pańskiego 1659.

Kuislowie to dynastia katów, piastująca tradycję zawodu od wielu lat. Jakub Kuisl jest znanym w Schongau mistrzem małodobrym i sumiennie wykonuje od lat swoją pracę, zapewniając byt swojej żonie, córce Magdalenie oraz dwójce bliźniaków. Jego pozornie spokojne życie zakłóca niespodziewanie seria brutalnych morderstw. Giną dzieci, a ich obrażenia - rany kute i tajemnicze znaki pozostawione przez oprawcę wywołują w mieście panikę. Oskarżona zostaje miejscowa akuszerka, bowiem znaki na ciałach dzieci odczytane są jako znaki czarownic, a to u niej bywały wszystkie zmarłe pociechy. Rozpoczyna się śledztwo, a Kuisl dobrze wyczuwa, że to wcale nie poczciwa miejska kobieta odbierająca porody stoi za zbrodniami...mimo to jest zmuszony to torturowania oskarżonej.

"Córka kata" to opowieść kryminalna pełna fałszywych poszlak i niepewnych tropów. Zadziwiło mnie, że tekst napisany przez człowieka, który chciał po prostu uwiecznić swoją rodzinę, jest poprowadzony tak sprytnie i świadomie, że niemal do końca czytelnik nie ma pojęcia jak sprawa może się zakończyć. Większość powieści to śledztwo, jednak niestety jak dla mnie, wyjaśnienie było nieco za mało spektakularne.
Mimo, że autorowi długo udaje się wywodzić na manowce czytającego, to odkrycie tajemnicy właściwie nie wywołuje dreszczy i okrzyków w głowie "Jak mogłem nie wiedzieć?!".  Nie jest to jednak powód to spisania książki na straty. Od początku sytuacja przede wszystkim zmusza do nawiązania więzi z bohaterami i wytworzenia współczucia i pragnienia sprawiedliwości. Autor świetnie przekazał siedemnastowieczną ciemnotę mieszkańców małego miasteczka oraz ciemne strony ludzkiej natury. Nie sposób stłumić w sobie wewnętrznego sprzeciwu wobec wydarzeń przedstawionych w książce i odłożyć tekst na bok. Kuislowie trzymają przy sobie do samego końca.


Najbardziej zaskakujący był dla mnie tytuł. Spodziewałam się głównie opowieści o kobiecie uwikłanej w ograniczenia i przywary katowskiej rodziny, a okazało się, iż tytułowa córka kata to niezbyt ważna postać. Cała akcja skupia się na śledztwie prowadzonym przez kata oraz zakochanego w Magdalenie młodego medyka Simona,  który jest duszą walczącą o sprawiedliwość i nie umie pozostawić akuszerki samej sobie. Czas, miejsce akcji oraz główni bohaterowie wytwarzają bardzo specyficzną i ciężką atmosferę - pisarz nie stroni od opisów tortur, ran, a także siedemnastowiecznych prób leczenia, charakter Jakuba Kuisla jest również ciężki i ponury. Wszystko odbywa się w aurze walki paru ludzi o niemożliwe i podczas czytania nieraz zaciska się zęby, słysząc o kolejnej ranie zadanej akuszerce -"czarownicy". 

"Córka kata" jest dobrze napisana, czyta się przyjemnie i lekko, co jest wyjątkowe przy tak przytłaczającej atmosferze. Można przyczepić się do zakończenia oraz do niepasującego tytułu - pierwsze skrzypce grają bohaterowie męscy, a córka kata niekiedy do nich dołącza. Natomiast ogromnym plusem jest zgodność historyczna, Autor postarał się o dokładne odtworzenie realiów, a to co przeinaczył na rzecz dramaturgii wydarzeń, wyjaśnił w posłowiu. Stawia to książkę w świetle małej skarbnicy wiedzy o obyczajach i rzemiośle katowskim - przedstawione są nam codzienne obowiązki kata, jego narzędzia pracy, a nawet zajęcia poboczne, które udokumentowano historycznie. Powieść mimo mało porażającego zakończenia jest przejmująca i prawdziwa. Kryminalne zabarwienie zdecydowanie dodaje wszystkiemu smaku, sprawiając, że jest to naprawdę wyjątkowa, mroczna pozycja. Mimo odległych czasów,  bohaterowie szybko chwytają za serce i porywają w odmęty ponurych realiów Schongau. Polecam!


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:

sobota, 24 marca 2012

Top 10: Ulubieni bohaterowie filmów i seriali

 Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.




Dziś przyszła pora na... Dziesięciu ulubionych bohaterów filmów i seriali!

Pozwolę sobie na złamanie reguły, bo nie jestem wielką fanką seriali... W tym przypadku będzie Top 5, a filmy pozostaną w tradycyjnej 10 :)
Filmy:
1.Gandalf the Grey

2. Mr. Blonde (Reservoir Dogs)

3. Vincent Vega (Pulp Fiction)

4. Qui Gon Jin

5. Jack Sparrow

6. Cleric John Preston (Equilibrium)

7. Tyler Durden  (Fight Club)



8. Saladin (Arn The Templar)

9. Bohun

10. Achilles

Seriale:
1. Dr Cal Lightman

2. Wiedźmin

3. Prior Philip (Pillars of the Earth)

4. Jack Jackson (Pillars of the Earth)

5. Ferdynand Kiepski :D












czwartek, 22 marca 2012

"Mordercy w mauzoleach - Między Moskwą a Pekinem" Jeffrey Tayler



Wydawnictwo: Carta Blanca, Grupa wydawnicza PWN
Liczba stron: 411
Cena sugerowana: 34,90zł
Ocena: 8/10
Okładka: miękka
Rok wydania: 2011
- Za czasów Związku Radzieckiego dobrze nam się żyło - przerwał mu Astan - Co nam dał Zachód, no co? Pornografię i seks.

Czy zdawaliście sobie sprawę, że największym ludobójcą XX wieku nie był wcale Stalin ani Hitler? Czy każdy z nas na pewno ma pojęcie o tym co dzieje się za wschodnią granicą? Jeffrey Tayler, Amerykanin osiadły w Rosji, postanowił rozwiać wiele mitów i stworzyć niebanalny reportaż, przemierzając wybrane kraje na linii Moskwa-Pekin. Człowiek zachodu wyciąga z zapomnienia narody, które cały czas szarpią się ze sobą w dawnych krajach Związku Radzieckiego, nastawia ucho przy rozmowach ze zwykłymi, szarymi obywatelami i prowadzi dywagacje na tematy, które nam wydają się bezpiecznie odległe - ale czy to właśnie jest właściwa postawa?

- Myśmy wierzyli w nasz system, całkiem jak dzieci. Myśleliśmy, że w ten sposób służymy ojczyźnie! Służyliśmy Stalinowi i sprawie światowego socjalizmu! Jak mogliśmy kłamać władzy radzieckiej, najbardziej postępowej władzy na świecie?
Reportaż z podróży napisany przez Taylera opatrzony jest oczywiście odpowiednim komentarzem historycznym. Opisy jego spotkań i przygód poparte są wprowadzeniami i wtrętami odnośnie różnych wydarzeń, definicji, stosunków etnicznych itd. Tekst jest bardzo rzetelny, dobrze przygotowany, ale przede wszystkim świetny z uwagi na to, że Tayler prowadzi rozmowy z przypadkowymi ludźmi, a nie z oficjałami czy uczonymi. Dzięki temu pojawia się wiele szokujących informacji i dialogów, które na pewno zmienią światopogląd wielu czytelnikom. Książka Taylera, mimo że nie pozbawiona zachodniego spojrzenia, nie jest paplaniną zapatrzonego w demokrację Amerykanina. Autor jest bardzo ostrożny w ocenach, co mnie osobiście niesamowicie ujęło, ponieważ drażni mnie zwykle podejście typowo amerykańskie do kwestii wschodnich. No i obiektywizm jest zachowany też z innego powodu - pisarz nie jest religijny, więc nie wyszukuje żadnych wyższości, nie krytykuje. Opis być może jest nieco suchy właśnie przez to, że kontrowersyjne sprawy nie są poparte ostrym komentarzem, ale według mnie Jeffrey Tayler okazał się bardzo fajnym człowiekiem i wzbudza sympatię swoim brakiem ingerencji jeśli chodzi o newralgiczne kwestie, szczególnie z punku widzenia człowieka zachodu. Tę bezstronność, praktykowaną do granic rozsądku ma się rozumieć, nadrabia własnymi przygodami i doborem swoich rozmówców.

Jedyne o co miałam żal do Taylera, to brak żyłki literackiej. To niestety nie jest Kapuściński i nie doznamy tutaj silnych przeżyć związanych z opisami. Tekst przedstawiony jest miejscami dość sztywno, no ale mamy do czynienia z reportażem a nie z powieścią sensacyjną. Troska pisarza o naszą wiedzę pozostawia wiele kart zapisanych objaśnieniami, historią aż do X w. (a zdarza mu się i wypaść poza A.D.), uwzględniającą wiele spraw, gospodarki nie omijając - nie jest to jednak nudny wykład, a ułatwia zrozumienie wielu rzeczy.

Osobiście miałam inne oczekiwania odnośnie książki, ale to przez własne nastawienie - chciałam przeczytać jakiś fascynujący pamiętnik z podróży, pełen pięknych obrazków i pozytywnych wrażeń. W przypadku "Morderców w mauzoleach" te wrażenia nie są zbyt pozytywne ze względu na tematykę i przytaczane historie - niewesołe, szokujące, ale na ten drastyczny sposób. Polecę tę książkę z czystym sumieniem, bo to dobry kop wiedzy, podany w sposób bardzo strawny i opatrzony światopoglądem, z którego obecności możemy nie zdawać sobie sprawy. No i warto zainteresować się tym, co leży wcale nie tak daleko od nas, a nie tylko Cejrowskim w Jerozolimie :))

poniedziałek, 19 marca 2012

Film "John Carter"

Bohater wojny secesyjnej, kawalerzysta John Carter stracił rodzinę. Od tej pory jego jedynym celem stało się poszukiwanie złota, zaś sam były żołnierz obiecał sobie nigdy nie stawać "po czyjejś stronie" w walce. Chciał żyć sam dla siebie. Jednak jak to zwykle bywa, złośliwy los wrzucił go w nową, niespotykaną sytuację. W jaskini pełnej złota coś przenosi Johna na zupełnie inną planetę - Marsa.

Nie jest to stricte recenzja, ale luźne wrażenia z filmu :) Produkcja pochodzi z disneyowskiej skarbnicy i jest oparta na książkach tego samego pana, który podał nam kiedyś Tarzana. John Carter, bohater przygód na Marsie, jest starszy wiekiem od Conana i Gwiezdnych Wojen, do których nieustannie się porównuje jego historię oglądając film. Nic dziwnego - przez to, że ekranizacja jest świeża, nie sposób uniknąć wrażenia deja vu. I w sumie można to poprzeć paroma spostrzeżeniami, bo o ile historia Johna jest stareńka, to sposób przedstawienia jest odgrzewanym kotletem. Nie da się nie wybałuszyć oczu np. na scenę walki na Arenie, która jest tak wizualnie podobna do tej z Gwiezdnych Wojen: Ataku Klonów, że rzecz staje się groteskowa.. Podobnie niektóre stworzone przez grafików stworki, również są budową niesamowicie podobne do Lucasowskich kreatur. Tharkowie wyglądają jak klonerzy z Kamino, a "piesek" Soli wygląda jak miniatura potwora z areny z Ataku Klonów, tylko z nowymi teksturami... Ogólnie rzecz ujmując skojarzeń jest bardzo dużo, ale nie powiem, żeby było to wizualnie przykre :) Film zakwalifikowałabym raczej dla młodszego odbiorcy, bo jest niesamowicie przewidywalny, prosty i oczywisty. Mnie oglądało się go całkiem dobrze, ponieważ jest po prostu ładny - ładnie zrobione machiny, efekty itd. Kiedy przełknie się już dozę infantylności, przy oglądaniu można się naprawdę dobrze bawić. Jak to zwykle bywa w podobnych produkcjach, jest bardzo epicko i spektakularnie, choć właśnie w tej całej spektakularności brakuje elementu zaskoczenia. Warto spojrzeć na tę pozycję jako na kawałek kolejnej disneyowskiej bajki, tylko w odrobinę dojrzalszym wydaniu, ale równie przyjemny i odprężający jak inne produkcje z tej wytwórni.
Polecam dla nieczepiających się i pragnących chwili relaksu!

Dla zainteresowanych trailer:


A oto odtwórcy głównych ról:
 Taylor Kitsh


 Lynn Collins



środa, 14 marca 2012

"Africanus. Syn konsula" Santiago Posteguillo

Wydawnictwo: Esprit
Liczba stron: 391 + Dodatki - mapy, słowniczek pojęć, drzewo genealogiczne
Okładka: miękka
Ocena: 5/10, 3/6

Książka Santiago Posteguillo zapowiada się na opowieść o dzielnym rzymskim wodzu, który zdobywa chwałę na polu walki, wchodząc w szranki ze sławnym Hannibalem trzymającym w swoich rękach armię Kartaginy oraz plemiona Galów i Iberów. Tłem historycznym jest wojna między Kartaginą cierpiącą po swojej wcześniejszej klęsce, a Rzymem, który traci powoli moc przez przepełnionych pychą konsulów skupionych na własnej ambicji. Sytuację uratować ma młody Africanus - czyli inaczej Publiusz Korneliusz Scypion. 

Napisałam "zapowiada się" bo zawartość nie do końca pokrywa się z opisem umieszczonym na książce. Historia miała dotyczyć Africanusa, a w rzeczywistości w pierwszej części trylogii mowa głównie o potyczkach między Hannibalem i rzymskimi konsulami, kiedy młody Scypion jeszcze dorasta. Do tego pojawia się wątek Tytusa Makcjusza, który kończy się w połowie książki z zapowiedzią, że to jeszcze nie koniec jego losów. W efekcie miejsca dla Publiusza Korneliusza zostaje niewiele. Zawsze określenie tła historycznego jest bardzo istotne, ale w tym przypadku, to co miało być tłem, stało się tematem. W dodatku w opisie zamieszczonym z tyłu znajdują się spoilery do drugiej części - można się dowiedzieć o śmierci bohatera, który przez całą książkę żyje i ma się świetnie...a także o losach głównego bohatera, samego Africanusa. 

Narracja tchnie niestety mocno podręcznikiem do historii. Widać pewne silenie się na nieco większy luz, ale daje to efekt encyklopedii z wtrętami fabularnymi. Co ciekawsze, w paru miejscach pojawiają się sprostowania od tłumacza, który wytyka pewne historyczne nieścisłości - za to oczywiście duży plus, że pojawia się weryfikacja. 

W książce często pojawiają się informacje o ruchach wojsk i zamierzeniach strategicznych, zaś same bitwy opisywane są dość zwięźle i niezbyt spektakularnie. Pojawia się sporo liczb, nie ma też żadnego napięcia - prawie od razu wiadomo, kto wygra i w jaki sposób. Oczywiście wyniki bitew można sobie sprawdzić w Internecie, nie mniej jednak miała być to powieść fabularna, więc oczekiwałam czegoś, co mnie zaskoczy lub zafascynuje. Niekiedy materiał na naprawdę dobry opis zostaje zmarnowany na rzecz krótkiego streszczenia na dwóch stronach. Bohaterowie niestety również nie porywają czytelnika wgłąb Półwyspu Apenińskiego. Autor mierzył się w swojej książce z legendarnymi postaciami, a wyszli z tego ludzie, których można opisać maksymalnie dwoma przymiotnikami, niemal bez słabości i cech ludzkich. Wielka szkoda, szczególnie w przypadku Hannibala, który na pewno miał w sobie wiele charyzmy i charakteru.

Zaletą książki jest posmak rzymskiej kultury - pojawia się co nieco informacji o codziennym życiu mieszkańców, relacji między ludźmi i zwyczajów. Autor zatroszczył się też o poszerzenie wiedzy czytelnika o charakterystyczne terminy, dotyczące elementów broni, ubioru, czy formacji wojskowych. Miłym akcentem są też zagrania strategiczne Hannibala, ale niestety sprawę psuje wspomniana już narracja. Nie da się czytać podręcznika z wypiekami na policzkach. Szkoda też pominięcia głównego tematu - Africanus z pewnością zdominuje kolejną część trylogii, ale tutaj na pewno nie był głównym bohaterem i nie grał pierwszych skrzypiec. Ostateczna ocena jest średnią minusów oraz  wyżej wymienionych plusów i tego, że jest to jednak całkiem miło podana historia, choć wydaje się być nieco uproszczona, stąd brak zachwytów. Polecam sympatykom Rzymu i historii w dowolnej postaci.

Za przeczytanie dziękuję wydawnictwu:

sobota, 3 marca 2012

"Uwięziona w bursztynie tom 1" Diana Gabaldon

Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 526
Cena sugerowana: 36zł
Okładka: twarda
Ocena: 7/10

"Uwięziona w bursztynie" to kolejny tom po "Obcej" opowiadający o przygodach przeniesionej do osiemnastego wieku Clarie i jej szkockiego męża Jamiego Frasera. Świeże małżeństwo ucieka ze Szkocji do Francji, gdzie planują zmienić bieg historii, którą z książek zna Clarie - chcą zapobiec próbom odzyskania tronu przez Stuartów, które mają doprowadzić do straszliwej bitwy pod Culloden, gdzie ginie większość przedstawicieli szkockich klanów, czyli obecnie przyjaciół i rodziny kobiety. Ich pobyt obfituje w trudności - Clarie zachodzi w ciążę, a Jamie musi zdobywać zaufanie w środowisku króla Francji oraz znanych bankierów. Cały czas jednak ktoś czyha na życie młodego Szkota. Clarie również nie pozostaje bezpieczna - do portu w Hawrze przybywa statek, a kobieta rozpoznaje u jednego z marynarzy ospę, co prowadzi do spalenia całego towaru - rocznego zysku hrabiego St. Germaina. Ten, powiązany z okultystycznymi i przestępczymi organizacjami Paryża, nie chce pozostawać dłużny za uczynioną mu "przysługę"...

Od razu trzeba zastrzec, że ta część jest trochę słabsza od poprzedniczki, stąd nieco niższa ocena. Wytłumaczenie jest proste - wcześniej Gabaldon raczyła czytelnika czymś, co było osadzone w historii ale miało w sobie nutkę romantyzmu i magii - osiemnastowieczną Szkocją, miejscem akcji pełnym nietypowych zwyczajów, niepodobnym zupełnie do zachodniego świata. Dla mnie była to znacząca zaleta - uwielbiam Szkocję, jej historię i magię. Klany, szkockie zwyczaje,piękne
góry, dzikie puszcze, zupełnie odmienna mentalność od tej zasadzającej się w Rzymie czy Paryżu, to coś, co bardzo ruszało serce w poprzedniej części. Czuło się atmosferę przemijających czasów, człowiek mógł przypatrzeć się ludziom będących reliktami w świecie, nie zgadzających się na nowy porządek. 

W nowej odsłonie lwia część akcji to Paryż - tu ma miejsce większość przygód małżeństwa. Z początku miałam nieprzyjemne wrażenie, że książka zupełnie straciła urok przez to nowe otoczenie, ale pani Gabaldon  na szczęście szybko wyprowadziła mnie z błędu. Jak uprzednio tak i tutaj życie Clarie i Jamiego to pasmo niezwykłych wydarzeń, wątków kryminalnych i poruszających scen. Również w tej części pisarka skupia się odrobinę na osiemnastowiecznej medycynie (z poprzedniej części wiemy, że Clarie jest lekarką), nawet w wymiarze chirurgii. Do tego dołożona jest porcja historycznych ciekawostek - zwyczajów, mody, prawa i mentalności paryżan. Nie zabrakło też tej nutki, która zaskakiwała u pisarki w stosunku do innych twórców
romansów - brutalności i obrzydliwych wręcz opisów kaźni. Poza tym dla niektórych nieprzyjemnym akcentem, jest naprawdę przyjemnie i ciekawie. Zaglądamy do paryskich salonów, poznajemy osobiście króla Ludwika oraz księcia Karola Stuarta. Nie obchodzi się też bez dyplomacji i zawiłości politycznych, wokół których krąży teraz para. I jak zwykle to bywa, życie osobiste Clarie i Jamiego jedzie po wybojach. Powiem tylko, że tym razem pisarka dotknęła ciężkiej tematyki odnoszącej się do kobiet. 

Z Dianą Gabaldon mam jeden problem - nawet jeśli ją skrytykuję, to i tak stwierdzę, że czyta się świetnie. Tym razem narzekałam, poza miejscem akcji, na delikatną wtórność, zbyt rozciągniętą fabułę i wrażenie, że w następnym tomie wahania uczuciowe Clarie i Jamiego staną się już być może męczące. Zirytował mnie też początek, którego nie mogę zdradzić, bo byłby za dużym spoilerem do pierwszej części. W każdym razie pisarka zdradziła o wiele za dużo już na samym początku, przez co dużo gorzej odbiera się dalszą część tekstu. Taki zabieg był zupełnie niepotrzebny i pierwsze rozdziały, osadzone we współczesności, można było wyciąć. Nie mogę jednak odmówić pisarce tego, że porusza, umie pozostawić niedosyt i wzbudzić realną sympatię dla swoich bohaterów. I znów doceniam ją za to, że romans to tylko jeden z aspektów książki, bo dzieje się dużo więcej i nie jest to przede wszystkim mdłe i nużące. Właściwie tematyka robi się cięższa, pod kątem psychologicznych zawiłości. O polewie historycznej chyba wspominać już nie trzeba. Polecam oczywiście głównie paniom :)

A tu zamieszczam odnalezioną w Internecie i pasującą mi mniej więcej wersję głównego bohatera, Jamesa :) Z opisem autorki się zgadza:))