niedziela, 19 czerwca 2011

"Opowieści z meekhańskiego pogranicza"


Zakończyłam szczęśliwie "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Wschód-Zachód" i jestem bardzo zadowolona. Dużo bardziej niż po pierwszej części, w której ujęła mnie tylko końcówka "Północy" i całe "Południe". Tutaj wspaniale mi się czytało od pierwszych stron, kiedy miałam do czynienia z czaardanem generała Laskolnyka. Pan Wegner przekonał mnie do tego stopnia, że podświadomie zaczęłam obdarzać, nieistniejącego przecież człowieka, szacunkiem i podziwem. Żałuję tylko, że to nie ów Laskolnyk był tu centrum opowieści, a dziewczyna z meekhanu, należąca do jego czaaradnu - Kailean. Wydała mi się równie bezpłciowa, jak w poprzedniej części porucznik Kenneth-lyw-Drawyt. Same dobre intencje, serce ze złota, honor ze stali, ach... Zdecydowanie bardziej lubię dwuznaczne postaci. Nie mniej jednak, opowiadania mnie zaczarowały, również te dotyczące Altsina, portowego złodzieja, z początku niepozorne, potem weszły w sferę mroku. Nie spodziewałam się. Bardzo dobrze, że na półkach z polską fantastyką są takie pozycje, gdzie głównymi charakterami nie są wielcy bohaterowie zmieniający oblicze całego świata przedstawionego, którzy nagle otrzymali  wielkie dary, potężne umiejętności i świat stoi przed nimi otworem. Z tego powodu mam jednak sentyment do opowiadań z Północy, bo wcześniej wspomniany pan porucznik jest dla mnie miłą odskocznią od potężnych postaci z książek Kossakowskiej, żeby daleko nie sięgać. Ot, śmiertelny człowiek, który nieraz musi zgiąć kark przed potężniejszymi od siebie.
Spodobał mi się też nieco lepszy w tej części sposób opowiadania. Różne zręczne zagrania językowe, odpowiednio ułożone zdania, które robią w pewnych momentach duże wrażenie, w połączeniu z opisywanymi wydarzeniami. Coś, co dobrze pamiętam z opowiadań ASa. Celne, odpowiednio wtrącone zdanie wywołuje uśmiech na mojej twarzy, lubię takie zagrania pisarza. Nie każdy to potrafi, niektórzy widocznie bardzo by chcieli, ale nie daje to właściwego efektu.
Podsumowując, jestem mile zaskoczona. Sięgałam po tę książkę ze sporą rezerwą, obawiając się znowu zbyt szczegółowego zagłębiania się w opisy, zbyt schematycznych postaci. Zastałam dwie świetne opowieści (piszę dwie, bo jednak opowiadania z każdej z dwóch części tworzą jakąś całość), z interesującymi bohaterami drugoplanowymi i wciągającymi motywami :)
Tym czasem zabieram się za prezent od ukochanego - "Żarna Niebios" pani Kossakowskiej. Jak zwykle muszę czytać w dziwnej kolejności. Zaczęłam od Zbieracza Burz I, potem dorwałam Siewcę Wiatru, następnie Zbieracza Burz II i teraz chwytam się dopiero za Żarna.. 

2 komentarze:

  1. Na oba tomy "Opowieści" poluję namiętnie :)


    A Kosakowską tez czytałąm w lekko zaburzonej kolejności, jednak Maja pisze tak dobrze, że jej historie bronią się same ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy tom mam już za sobą, drugi wciąż czeka... :)
    Nie powiem, żeby łatwo mi się czytało "Północ- Południe", ale na pewno było warto. Skoro twierdzisz, że druga część jest jeszcze lepsza to bardzo się cieszę z tego powodu :)

    OdpowiedzUsuń