środa, 7 grudnia 2011

"Chłopaki Anansiego" Neil Gaiman

Zapuściłam się z tym blogiem okropnie, ale to przez nakład biologicznych, chemicznych i matematycznych zagwozdek, których mam szczerze, ale to szczerze dość. 


Po Neila Gaimana sięgnęłam zachęcona przychylnymi opiniami na temat autora, ciekawymi okładkami jak na mój dziwny zmysł estetyczny, co sprawiło, że w mojej kolekcji znaleźli się Amerykańscy bogowie oraz Chłopaki Anansiego. Nie byłam jednak przygotowana na dozę abstrakcji fundowaną przez Gaimana.

Lądujemy we współczesnym Londynie, gdzie Gruby Charlie zaczyna snuć swoją historię. Z początku wszystko zaczyna się sielsko i prozaicznie. Gruby Charlie, który tak naprawdę nie jest gruby, niedługo bierze ślub ze swoją narzeczoną Rosie. Dziewczyna mimo ostrych protestów Charliego postanawia zaprosić na ślub ekscentrycznego ojca mężczyzny i zmusza go do wykonania w tym celu telefonu do rodzinnego USA. Charlie dowiaduje się o dziwnej śmierci ojca. Tuż po tym leci na pogrzeb, po którym zostaje uraczony wiedzą, jakoby jego ojciec był afrykańskim bóstwem Anansim, który miał jeszcze drugie dziecko - brata Charliego, który został wygnany przez staruszkę z osiedla... Coś tu się nie zgadza?

Chłopaki Anansiego to książka, którą trudno sklasyfikować. Stoi dumnie na półce z fantastyką w sklepach, bo bez wątpienia, fantazji jest tu sporo, choć tak naprawdę nie wiadomo z czym mamy do czynienia. Jesteśmy wciągnięci w wir wydarzeń zupełnie niemożliwych do wytłumaczenia, w pewnym sensie bawiących też absurdem. Im dalej jednak, tym granice między światem rzeczywistym a irracjonalnym się zacierają i można zacząć skupiać się na losach bohaterów. Przestaje dziwić to, że w Londynie za oknami widać wodospady i egzotyczne ptactwo, a półbóg chodzi i czaruje ludzi dookoła, nie bacząc na straty moralne swojego własnego brata. To właśnie wokół tego pana skupia się cała historia, właściwie wokół rodzeństwa, które miesza nam dwa wymiary w jeden.

Zdecydowanym plusem Chłopaków jest nietuzinkowość i oryginalność świata. Afrykańscy bogowie, duchy, pakty z wrogami boga-małpy. To wszystko zmiksowane z prozaicznością codziennego życia przeciętnego faceta, w którego życie wkradają się wszystkie te cuda. Postacie Gaimana są różnorodne i bardzo wiarygodne. W drugiej połowie książki pojawiają się też ciekawe smaczki, które zmieniają charakter i wydźwięk całej historii, ale tych nie zdradzę, bo byłby to już nieciekawy spoiler. Niestety, właśnie dopiero od połowy, a najbardziej przy końcu, książka zaczyna faktycznie wciągać. Jest to po części wina tego, że z początku jako bohatera mamy człowieka tak bezpłciowego, nudnego (choć to celowy zamysł), że jego losy w oczywisty sposób są nam obojętne. Dopiero gdy na arenę wkracza więcej postaci, a sam Charlie zaczyna się zmieniać, stajemy się zaabsorbowani biegiem wydarzeń.

Zdawałoby się, że brak możliwości zaszufladkowania to zaleta pełną gębą. Tym razem jednak waham się co do jasnego określenia jak to ocenić. Książkę skończyłam w październiku i szczerze mówiąc nie zapadła mi bardzo w pamięć. Dobrze się czytało, było nadzwyczajnie, ale w efekcie nie zauważyłam jakiegoś wyraźnego charakteru tej opowieści. Jest tu i trochę grozy, i trochę zwykłej obyczajowości, nieco fantastyki powiązanej z ciekawymi bogami, ale sumując to wszystko, dostajemy raczej niezorientowane "Coś", co daje miłe wrażenie końcowe, ale nie powala. Żałuję, że Gaiman nie pociągnął wątku bogów, bo ten był naprawdę dobry. Można powiedzieć, że w książce są też smaczki psychologiczne, ale tak po prawdzie, jak chcę prawdziwej psychologii to kupuję o tym książkę, albo Charaktery. Motyw rodzeństwa nie wydał mi się specjalnie błyskotliwy.

Neil Gaiman bez wątpienia jest dobrym pisarzem i wymyśla wyjątkowe historie. W tym przypadku obawiam się jednak, że ponad tę porywającą i niespotykaną historię nic więcej nie ma. Nie ma zatrzymania oddechu, nie ma pożerania stron dziesiątkami. To zwyczajnie dobrze czytająca się powieść z nutą oryginalności w dobie ciągłych wariacji wampiryzmu, science fiction, fantasy i angel fantasy. Polecam osobom, które potrzebują chwili relaksu przy właśnie takiej opowieści lub chcą zapoznać się z takim książkowym dziwadłem.




2 komentarze:

  1. Lubię tego pisarza, choć ta akurat książka jeszcze przede mną

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tylko "Amerykańskich Bogów", ale chyba czas nadrobić zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń