sobota, 12 listopada 2011

"Lot nocnych jastrzębi"

Konklawe Cieni musi zebrać się po raz kolejny, by zaradzić nadciągającym problemom. Pojawiają się dowody na nadejście niewyobrażalnego zła z innego, nieznanego dotychczas magom wymiaru - groźnej armii Dasatich. W cesarstwie Keshu chodzą słuchy o zabójstwach, które najprawdopodobniej mają związek z powrotem tajemniczej Gildii Śmierci - Nocnych Jastrzębi. Magowie Konklawe dochodzą do wniosku, że stoi za tym ich dawny wróg, który doprowadzał już do masakr i tragicznych wydarzeń - wrogi magik, Leso Varen.
Tymczasem pod opiekę syna Puga, przewodniczącego Konklawe, trafia dwóch poczciwych wyrostków, którzy nie mogli znaleźć sobie miejsca w świecie. Bieg wydarzeń sprawia, że zamiast terminować u kowali czy bednarzy, stają się pomocnikami magów Konklawe Cieni.

Wszystko zaczyna się pompatycznie, schematycznie i bez zaskoczenia. Mamy dwie osoby, które z nikogo przeskoczyły do rangi pomocników wielkich magów, jak zwykle drogą przypadku, wyszkoleni przez wykwalifikowanych mistrzów. Mamy strony dobrą i złą, a świat jest jednoznaczny, czarno-biały do przesady. Szlachetne Konklawe Cieni, w którym zasiadają sami szlachetni ludzie o szlachetnych usposobieniach i złego Leso Varena i Gildię, który posługuje się złą do cna magią i jest zły. Tak można skwitować konflikt przedstawiony w książce Feista, posługując się pewnym skrótem.

Nie można powiedzieć, że Feist nie umie pisać, bo sama historia nie jest zła, aczkolwiek za adresata postawiłabym tutaj osoby czytające książki Trudi Canavan czy Paoliniego, z tą różnicą że Feist jest jednak trzy razy lepszy. Wszystko odbywa się bardzo klasycznie - magia, wojownicy, od zera do bohatera i mamy też akcent polityki dynastycznej. Feist zawarł również wiele pytań i zagadek, ale niestety źle podane, zupełnie nie intrygują i nie podnoszą ciśnienia czytającemu. Jest tak między innymi dlatego, że bohaterowie poza jednym (magiem Nakorem) są nijacy, nie mają wyjątkowych cech, a ich charaktery są oczywiste. Trudno przejmować się losami postaci, która jest szara i znika w morzu podobnych sobie. Konklawe Cieni i ich sprzymierzeńcy są szlachetni do szpiku kości, bezinteresowni i wspaniałomyślni. Odstępstwem od tej reguły jest mag Nakor, którego można nazwać postacią barwną, tajemniczą i mniej jednoznaczną. Nie pojawia się on jednak na tyle często, by przełknąć bezpłciowość całej reszty.

Błędem Feista było zupełne pominięcie wprowadzenia czytelnika w świat Gildii Śmierci. Wiemy jedynie, że takowa istnieje, ma mroczną nazwę i są w niej ludzie ubrani na czarno, którzy oczywiście mają dużo sprytu i kryją się w cieniu nocy (swoją drogą to samo co u Canavan - gildia osiadła w kanałach). Mimo rozwodzenia się bohaterów nad niezwykłymi umiejętnościami morderczymi Nocnych Jastrzębi, zabójcy chętnie i łatwo giną pod mieczami bohaterów "jasnej strony mocy", jeśli już dochodzi do starcia. Ich liczbę zmniejszają również wcześniej wspomniani dwaj chłopcy, którzy w rok nauczyli się jak widać wspaniałego władania mieczem, co pozwala im pokonywać przeciwników od urodzenia, jak wskazują opisy, szkolących się w sztuce zabijania. Takie zagrania pozostawiają niesmak i niedosyt. Nocne Jastrzębie to temat, którym można by przemienić opowieść w mroczną fantasy. Zabójcy Feista to przy tolkienowskich orkach słodkie baranki.

Tak przedstawiają się minusy, aczkolwiek nie każdemu powinny one przeszkadzać. W literaturze fantasy klasyczne dla gatunku powieści oparte na schematach również mają swoją niszę i istnieje na nie zapotrzebowanie. Osadzona w tych ramach książka Feista jest mimo wszystko przyjemną opowieścią o kolejnej walce dobra ze złem w świecie magii i miecza. Skoro świat pokochał Froda i Gandalfa, bez wątpienia może pokochać również Puga oraz chłopców, Zane'a i Tada. Autorowi należy też przyznać ciekawy pomysł z równoległymi wymiarami, których mieszkańcy mogą między nimi podróżować. W tej części wątek Dasatich i podróży między wymiarowej nie był zanadto pociągnięty, co nie oznacza, że nie pojawi się w kolejnych tomach Sagi Wojny Mroku. Zakończenie bowiem miało charakter znaku zapytania i zapowiedzi tomu drugiego.

Osobiście nie będę czekać na kolejne przygody Konklawe Cieni, gdyż to nie moje rewiry fantastyki. Myślę jednak, że Raymond Feist ma swoich odbiorców i znajdzie ich jeszcze więcej, ponieważ kunsztem pisarskim i pomysłem stoi znacznie wyżej od takich autorów jak Trudi Canavan, Christopher Paolini, czy Brent Weeks. Na pewno jest dobrym pisarzem, ale nieuniwersalnym i osobom lubiącym Geralta z Rivii, Mordimera Madderdina i szereg innych charakterystycznych postaci zamieszkujących niebanalne światy, nie polecam. Natomiast reszcie lubującej się zarówno w powyższych jak i w klasycznych obliczach fantastyki, polecam gorąco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz