czwartek, 10 stycznia 2013

Andrzej Pilipiuk "Oko jelenia I - Droga do Nidaros"

Wydawnictwo:  Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Liczba stron: 399
Oprawa: miękka 
Cena z okładki: 29,99zł
Ocena: 4/10



Z panem Pilipiukiem to jest tak, że świetnie wpasował się w nazwę swojego wydawnictwa - istna fabryka. Napisał kilka serii i oskarżony o tworzenie bezrefleksyjnych, rozrywkowych czytadeł stwierdził, że w istocie, jest to swego rodzaju produkcja, mająca na celu zachęcenie młodzieży do lektury. Ale żeby tak...? Co kto lubi, pan Pilipiuk ma niemało zwolenników. To czego nie można mu odmówić, to na pewno lekkość tworzenia historyjek, w których zawsze upchnie się coś karykaturalnego i zabawnego, dołoży się jakieś zagrożenie rodzajem zależne od świata przedstawionego i takim to sposobem ma się gotowe kilkaset stron. 

Przejdźmy do rzeczy. Mamy koniec świata i Ziemię przybywają kosmici. Ludzie świadomi tragedii rzucają się sobie do gardeł w ostatnich podrygach przed śmiercią nadciągającą z kosmosu. W tym katastrofalnym wirze wydarzeń przeciętny nauczyciel informatyki, Marek Oberech, z przeciętnego liceum postanawia, że nie wpadnie w ten bezmyślny, zwierzęcy szał i ratuje życie młodemu chłopakowi, który wpadł w tarapaty. Zdawałoby się, że po tym heroicznym wyczynie wspólnie doczekają masowej zagłady życia na planecie - ale gdzież tam! Zjawia się kosmita, który oferuje im ocalenie w zamian za służbę. Oboje zgadzają się natychmiast i trafiają...do szesnastowiecznej Norwegii. Tam gadająca łasica-kosmitka zleca nauczycielowi zadanie odnalezienia tajemniczego Oka jelenia - artefaktu niezbędnego międzygwiezdnym istotom. I tak rozpoczyna się nasza przygoda, mająca swój początek w okolicy Trondheim czyli innymi słowy - Nidaros.

Znakiem szczególnym pisarstwa autora, który dostrzec można również w Drodze do Nidaros, jest zawarcie minimum istotnej treści na maksymalnej liczbie kartek, które tworzą objętość nie odstraszającą jeszcze młodego czytelnika, ale sprawiającą wrażenie solidnej. W gruncie rzeczy i wbrew wszelkim pozorom w powieści dzieje się niewiele. Brakuje szczególnych smaczków, bohaterowie mimo interesujących historii są bezpłciowi, a samo połączenie kosmitów z Polską XXI wieku i protestancką Norwegią nie było chyba do końca trafione. Nie jest to to idealne połączenie, które zastosował choćby Grzędowicz doprowadzając do spotkania świata przyszłości i lotów kosmicznych z zapomnianą planetą, na której panuje cywilizacyjne "średniowiecze". Ciekawostki z epoki są oczywiste i mało zaskakujące, ponad to nie czuje się tej atmosfery, która jest przecież głównym atutem północnych ziem. Jak dotąd, zmarnowany potencjał, bo Norwegia jest wielkim polem dla kreatywności twórcy fantastyki, a tutaj mogłaby to być równie dobrze nadmorska wieś gdziekolwiek.

Książek Pilipiuka nie czyta się źle, jeżeli jest się cierpliwym i nie szuka się więcej poza czytadłem. Droga do Nidaros potwierdza tę tezę. Można bezboleśnie przebrnąć przez historyjkę, jest sporo akcji, która jednak niewiele znaczy dla całej fabuły. Pojawiają się nawet dwa chwilowo odrębne wątki, jednak ten drugi, niedotyczący już nauczyciela, jest jakby wepchnięty na siłę i widocznie przyda się autorowi w kolejnych częściach serii, ale w tej ma jedynie charakter zapowiedzi. Szkoda, bo wydawał się dużo bardziej sensowny, gdyby go pociągnąć. Nawet nie chcę go przywoływać, bo jest na tyle krótki, że streszczenie zdradziłoby już wszystko, co Pilipiuk w nim przedstawił. Być może to taki chwyt marketingowy - kup kolejny tom, a dowiesz się co dalej! Dowiesz się czy mi wyszło zrobić z tego interesujący wątek! Zgroza...

Ponarzekałam, myślę, że całkiem słusznie, ale być może faktycznie w kolejnych częściach cyklu pojawi się coś interesującego, jakieś historyczne wątki (nieco bardziej rozbudowane...), trochę więcej treści, a mniej rozwlekania. Mam jednak pewne obawy, że ilość tomów Oka jelenia ma ścisły związek z zaprzeczeniem tych nadziei. Póki co, poszukiwaczy niezobowiązujących czytadeł zachęcam, a zniechęcam tych, którzy liczą na coś więcej. 

8 komentarzy:

  1. Nie czytałam, ale pewnie przekonam się na własnej skórze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze nie miałam okazji zetknąć się z żadną powieścią Wielkiego Grafomana. I chociaż krążą opinie pochlebne i te zniechęcające to jednak muszę się kiedyś sama przekonać. Nie bardzo wiem od czego dobrze by było zacząć, ale na razie i tak mam wielką kolejkę innych swoich książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam od Dzienników Norweskich, bo mają "tylko" 3 tomy. Trudno orzec od czego u niego zaczynać, bo wszystko dość podobne... :)

      Usuń
  3. Czytałam na razie tylko trylogię "Kuzynki" i muszę powiedzieć, że nawet mi się podobała. Ot lekka lektura na wieczór. Tej serii jestem nawet dość ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego właśnie się Pilipiuk nadaje - do wieczorów z niezobowiązującym tekstem, nastawionych na odpoczynek :)Ale w tej dziedzinie dużo bardziej lubię Ziemiańskiego i polecam.

      Usuń
  4. Raz czytałam Pilipiuka i szału nie było. Może kiedyś sięgnę po coś innego, ale na razie na pewno nie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale w zasadzie nie wiem, czy chcę to zmieniać. Czuję pewną niechęć do jego twórczości przez podręcznik do wosu, który miałam w gimnazjum. Były tam krótkie historie napisane właśnie przez Pilipiuka i zupełnie mi się nie spodobały. ;)

    OdpowiedzUsuń