piątek, 7 czerwca 2013

Ku zaczarowanej mapie - recenzja książki "Krwawa magia" Grzegorza Pudy

Książki z nurtu fantasy obracające się wokół tematu magii można liczyć już w tysiącach.  Tak liczna ich obecność na rynku zrodziła niemały problem deja vu u odbiorców tego typu literatury, którzy nieustannie napotykają powracające wciąż motywy i historie podawane jedynie w nieco innej oprawie. Dzieło Grzegorza Pudy swoim tytułem jednoznacznie wskazuje na to, iż po raz kolejny zaproszeni zostaniemy do magicznego uniwersum. Poprzeczka ustawiona jest wysoko, bowiem napisać coś świeżego i nie utonąć w morzu podobnych twórców to nie lada wyzwanie dla pisarza fantastyki w dniu dzisiejszym.

Angern i Eldon są braćmi, którzy przez lata walczyli ze sobą, sprowokowani przez magię ich opiekuna. Leciwy Magrimm zwrócił rodzeństwo przeciw sobie, by młodociani magowie mogli ćwiczyć swoje umiejętności. Pewnego dnia ich zacisze odwiedza obcy gość, pochodzący z odległej stolicy Cerrun. Chłopcy dowiadują się od przybysza, że magia nie jest jedynie ich domeną. Zostają też poinformowani o śmierci rodziców, których nigdy nie znali. Mordu dokonał zły czarnoksiężnik Keron, który obecnie zagraża znanemu im światu, czyhając na potężne artefakty. Wraz z Magrimmem wyruszają więc na pierwszą w życiu, wyprawę w celu pokrzyżowania planów niecnego maga i zemsty. Przy okazji zostaje z nich ściągnięty czar wrogiego nastawienia, co sprawia, że bracia poznają się na nowo i ramię w ramię stawiają czoła przeciwnościom losu nieustannie napotykanym podczas niebezpiecznej podróży.

Właściwie trudno wskazać element fabuły, o którym można by powiedzieć, że został stworzony przez autora samodzielnie. Grzegorz Puda wita nas w świecie utartych schematów znanych fantastyce od zarania dziejów: rodzice zamordowani przez czarny charakter (Harry Potter? Żeby daleko nie szukać...), chłopcy, którzy mają ratować świat, mentor, który wprowadza ich w arkana tajemnej sztuki i droga do siedliska zła... Od samego początku tracimy nadzieję na jakikolwiek powiew świeżości. Dalszej lektury nie ułatwia też niezwykła sztuczność i drętwota charakterów postaci oraz ich wzajemnych relacji. Poziom stworzonych dialogów nie wybiega poza wypracowanie ucznia gimnazjum, podobnie rzecz ma się ze złożonością osobowości i cech bohaterów – są oni właściwie bezpłciowi, co zdecydowanie nie zachęca do dalszej przygody z książką.

Tytuł mógłby sugerować, że otrzemy się o elementy mroku lub brutalności. W tym punkcie również możemy śmiało zapomnieć o czymś podobnym. Bohaterowie są zdruzgotani każdą formą wyrządzonej krzywdy, jednak ich reakcje znacznie odbiegają od realizmu. W historii nie pojawia się również nic tajemniczego, ani mrocznego, co mogłoby zainteresować czytelnika skuszonego tytułem. Sytuacji nie poprawia konstrukcja fabuły, której brakuje kilku filarów logiki, zazwyczaj całkiem potrzebnych w dobrej powieści. Co kilka stron można mieć niemałe obiekcje co do motywacji postaci i przyczynowości zdarzeń. W efekcie poruszamy się po krainie półgłówków, w której można co najwyżej rozstrzygnąć, kto postępuje bardziej bezsensownie – główny zły charakter, straszliwy mag Keron czy kilkuosobowa opozycja w postaci Magrimma i jego w gorącej wodzie kąpanych chłopców. Kilkaset stron umysłowej udręki.

Pomijając tę niemałą plejadę minusów otrzymujemy nieskomplikowaną, mocno naciąganą historyjkę, którą jednak bardzo łatwo przetrawić z uwagi na wyjątkowo prosty język, jednotorową fabułę i gęsto upakowaną akcję. Ubogie opisy i nieobecność rozwiniętych refleksji przyspiesza proces zapoznawania się z treścią, dając jednak umiarkowaną satysfakcję z lektury. Pozycja ma potencjał literackiego odgrzewanego kotleta, który może mieć funkcję rozrywkową raczej w gronie uczniów ostatnich klas podstawówki i gimnazjum.

Chciałoby się znaleźć tutaj jakieś odniesienia, które wskazywałyby na to, że pisarz korzystał przynajmniej z dobrych wzorców. Bazą dla Krwawej magii mogłaby być proza Raymonda E. Feista, który również ma na swoim koncie magiczną opowieść o dwójce braci. Jednak to, jak Puda podał swoją pracę pozostawia wiele do życzenia i oddala go znacznie od poziomu twórców, na których być może się wzorował. Jest to pozycja bardzo mierna, nie pozostawiająca po sobie wiele emocji, z trudem wymuszająca jakiekolwiek zainteresowanie kontynuacją. Brak świeżości jest tylko bazą dla kolejnych mankamentów. Być może ktoś wyjątkowo młody i nieobyty odnajdzie coś dla siebie w tekście, któremu daleko do zabawności Hobbita, czy emocjonalnego nacechowania Eragona cieszącego się popularnością wśród młodzieży. Zmarnowany potencjał nietrudnego przecież materiału, jakim jest magiczny wymiar literatury fantastycznej


_____________________________________________________________

Materiały z DG się opóźniają ze względów wyjazdowo-technicznych. Na "osłodę", a raczej jako przestrogę wrzucam tę recenzję, która nie została opublikowana na portalu zapewne ze względu na taki, a nie inny wydźwięk ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz