Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 534
Rok wydania: 2009
Ocena: 7/10
Cena sugerowana: 35zł
Po tego autora sięgnęłam w księgarni w sierpniowe popołudnie, zachęcona głównie tym, że owego pana nie znam, a opisy wydawały się przekonywające. Miało być bardzo mrocznie, wręcz prawie najmroczniej w polskiej fantasy. Może powiem tak - koło mroku wiedźmina czy nawet warhammerowskich opowiadań to nie leżało. Do tego w opisie z tyłu książki jest mowa o brutalności, bezwzględności...naprawdę to nie to. Nie aż tak, w porównaniu do wielu polskich pisarzy fantasy, jak Komuda, Sapkowski, Grzędowicz itd.
Jak tytuł głosi, akcja toczy się w krainie Grombelard składającej się jedynie z kilku warownych miast i Ciężkich Gór, w których panują zorganizowane grupy bandytów będących w niemej zmowie z całą resztą Grombelardu. Góry, to właśnie to miejsce, w którym bohaterowie znajdują się najczęściej. Od pierwszych opowiadań poznajemy paru z nich - Dorlana-Przyjętego, mędrca, człowieka o wielkiej mocy pochodzącej z Pasm Szerni, Karenirę - armektańską łuczniczkę, która ma zaznajomić z łukiem grombelardzich kuszników oraz ogromnego, rozumnego kocura gadba - Rbita. Ich losy rozpoczynają się zupełnie osobno, by potem przeplatać się w dowolnych kombinacjach na terenie Ciężkich Gór.
Jak wspominałam, mroku i brutalności nie ma w wymiarze "najbardziej w Polsce", ale jest coś, co na pewno liczy się dla wielu czytelników - brak wesołych baśniowych zakończeń i dobitnej przewidywalności. Przygody Kareniry i kocura gadba toczą się w krainie pełnej śmierci, nieprzyjemnych zbirów, zupełnie losowych wypadków, które prowadzą do nieszczęść i pomyłek fatalnych w skutkach. Świat stworzony przez Kresa mieni się oryginalnością na tle magiczno-elfich opowiastek, ma ścisłą konwencję i jest wykreowany od podstaw. Każda z przygód dowodzi temu, że nie jest to literatura ku pokrzepieniu serc. Kres stawia na klimat zimnych gór, deszczowej pogody, skalistych zbocz i sępów unoszących się nad głowami podróżnych. Sądzę, że to świetny wybór w dobie fireballi i innych epickich wynalazków.
Bohaterowie nie zdołali mnie do siebie przekonać, niestety, choć potencjał mieli niezły. Głównym mankamentem było to, że nie zmienili się w trakcie wydarzeń, mimo że historia opisuje kilka lat z ich życia. Szczególnie antypatyczna jest Karenira, która od początku przygód jest niezwykle pusta, naiwna i nierozsądna, a mimo traumatycznych przeżyć dalej tkwi w tej pustocie i od połowy książki jej zachowanie zaczyna mocno drażnić. Ma się wrażenie, że to zupełnie nieludzki twór, niezdolny do głębszej refleksji czy pójścia po rozum do głowy. Można by ją nawet nazwać herod-babą. Trudno śledzić z zapałem i wypiekami na twarzy losy kogoś, kogo chętnie uderzylibyśmy w twarz. Z kocurem gadba jest inaczej, ale niestety, jest postacią poboczną w stosunku do Kareniry, choć pojawia się dość często. Właśnie on wzbudza szacunek, podoba się i można instynktownie poczuć, że to jego przygody byłyby ciekawsze. Można jednak spojrzeć na to z drugiej strony - mało kto tworzy głównego bohatera takiego jak Karenira. Tu trzeba pochwalić pisarza - chyba w żadnym z aspektów nie poszedł na łatwiznę i jest to zupełnie odrębna kraina oraz sposób tworzenia postaci, w stosunku np. do bohaterów książek Fabryki Słów.
Poza tym marudzeniem, "Grombelardzka legenda" to bardzo dobrze napisana książka. Czyta się ją przyjemnie i można ją spokojnie umieścić na półce z literaturą przygodową. Pisarz skupił się wyłącznie na akcji, cały czas coś się dzieje, ktoś jest w drodze, ktoś walczy. Nie ma żadnych elementów zastoju, ani chwili na oddech. Trochę szkoda, bo momenty akcji prowadzą przez fabułę szybko i nagle książka się kończy, a człowiek niewiele pamięta poza dobrym klimatem i przyjemnością czytania. Mówię szkoda, bo brakowało mi rozwinięcia wątku samego świata, poznania innych krain wspominanych w tekście jak Dartan czy Armekt, które pojawiają się gościnnie. Skupienie na Karenirze, której przygody odbywają się w jednym miejscu i w podobnych okolicznościach, niestety męczy i z radością wita się jakiegoś nowego bohatera, choć niestety on szybko znika.
Ostatecznie jednak powiem - podobało mi się. Ujął mnie klimat "Grombelardziej legendy" oraz niektóre, naprawdę ciekawe i dobrze pomyślane przygody. Ukłon należy się za samo uniwersum, zupełnie nowe i dobrze zbudowane, do tego dochodzą interesujące postacie poboczne i samo odczucie po przeczytaniu. Nie będzie oceny wyższej niż 7, bo jednak to nie jest arcymistrzostwo fantastyki. Mam w domu już kolejny tom, ale nie spieszy mi się po niego chwytać, więc to też wiele mówi. Nie warto się jednak zrażać, bo trzeba pamiętać o odmiennych preferencjach. "Grombelardzka legenda" to dobry kawałek fantasy i polecam osobom, które twórczości Kresa nie znają. :)
Oj, tej książce chyba podziękuję... :( Czuję, że mimo wszystko nie przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zmiany w image bloga zaszły. Bardzo pozytywne, jak dla mnie! :) Pozdrawiam!
Brzmi całkiem interesująco, jednak to nie moje klimaty i raczej spasuję tym razem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Feliksa znam z pisarskich poradników - świetne!
OdpowiedzUsuńTen cykl ma sporą rzeszę fanów. Przyznam, że wielokrotnie już podchodziłam do niego, nawet już miałam w koszyku parę tomów, ale zawsze z jakiegoś powodu rezygnowałam. Może się skuszę, bo lubię spójne, dopracowane światy. Ale na razie ta pozycja jeszcze jest na liście z nagłówkiem "Może kiedyś"...
OdpowiedzUsuńJestem fanem Kresa, ale przede wszystkim cyklu "Piekła i szpady" - "Klejnot i wachlarz" to jedną z lepszych książek polskiej fantastyki IMO.
OdpowiedzUsuńNo cóż, w takim razie kiedyś pewnie sięgnę, choć jeszcze nikt z polskich twórców nie podskoczył w moich rankingach choć do połowy Sapkowskiego :P
UsuńSapkowski rządzi niepodzielnie, to prawda, ale Kres również ma swój specyficzny urok. Poza tym Komuda, Grzędowicz i Piekara - śmietanka ;)
UsuńKres lubi niebajkowe wątki, takie do bólu przypadkowe i przez to tym bardziej okrutne. Jest tego trochę w jego książkach. Polecam "Króla bezmiarów" - powinien się spodobać : )
OdpowiedzUsuńPoza tym nie ma co porównywać Kresa do Sapkowskiego - całkiem inne klimaty i styl pisania. Tu już kwestia gustu komu co bardziej się spodoba.
A mnie właśnie wydało się to częściowo jeszcze zbyt bajkowe :) Cenię sobie realizm (o ironio, mowa o fantastyce) w takich tekstach. I okrucieństwo, w prawdziwym wymiarze, dosadne. No i język też jest taki..zwykły, nie wybija się :) Ale mimo wszystko uwazam, ze godna lektura.
UsuńMyślę, że gdy zobaczę gdzieś tę książkę, skuszę się na jej przeczytanie.
OdpowiedzUsuńZerknęłam na to, co napisałaś o sobie. Również zgłębiam tajniki biologii i chemii. Do tego jeszcze fizyki :)