Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 774 + mapy
Cena sugerowana: 49 zł
Wydanie II
Ocena: 9/10
Zmierzyłam się z potworem, czyli zapoznałam się z historią, która ostatnio nie daje spać ludziom w swojej serialowej postaci. Jestem sceptyczna wobec ostatnich krzyków mody literatury i filmu, więc długo wzbraniałam się przed zakupieniem, a jeszcze dłużej przed przeczytaniem. Dzisiaj cieszę się, że jednak się do tego zmusiłam - tekst Martina spełnił moje oczekiwania. Liczyłam na epicką opowieść, sporą dozę przygód, i świetnej fantastyki zaprezentowanych przez świadomego, dobrego pisarza. W moim osobistym odczuciu właśnie tak można opisać tę książkę, nie kłamiąc i nie koloryzując.
Pierwsze co mnie uderzyło, to rozmach, z jakim George R.R. Martin stworzył swoje "małe" dzieło. Świat, który wykreował, jest złożony, logicznie uporządkowany i obszerny wraz ze swoją unikalną historią. Uroku dodaje też wielowarstwowość opowieści. Na pierwszym poziomie są losy rodziny Starków, na drugim polityczne zawirowania, na kolejnym autor skupia się na życiu Daenerys, która chce odzyskać tron, a poza tym wszystkim pojawiają się też kulturowe różnice między ludźmi z martinowskiego świata. Cała powieść podzielona jest na przeplatające się fragmenty, dotyczące którejś z głównych postaci reprezentujących rody Targaryenów, Starków czy Lannisterów. Mimo takiego rozwiązania, pisarz uniknął braku spójności oraz podołał przedstawieniu ogromnego świata za pomocą prowadzenia historii wybranych bohaterów. Niektórych dopiero czekających na lekturę "Gry o tron" może martwić to, co i we mnie budziło wątpliwości - czy książka nie jest suchym opisem wojen i intryg politycznych. Tutaj też nie ma na co narzekać - Martin uniknął tego błędu, przedstawiając poruszającą historię rodu Starków oraz młodej Daenerys Targaryen. Na tle wielkich wydarzeń dzieją się małe osobiste tragedie każdego z członków rodziny oraz Dany. Starkowie to dumny ród z północy, lecz tak naprawdę to także ludzie z krwi i kości - niezgadzające się ze sobą siostry, bękart Jon Snow szukający sobie usilnie miejsca w nieprzychylnie nastawionym do niego świecie, czy mały Bran, którego kalectwo przekreśliło jego marzenia o rycerstwie. Historia Dany, czyli Daenerys również wyklucza obojętność - brak miłości ze strony egoistycznego brata, który hoduje w niej swoje własne ambicje, brak możliwości decyzji o sobie samej i przymuszenie do szybkiego dorastania. Martin nie poległ i uniósł temat w taki sposób, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Trudno mi jest jawnie narzekać na cokolwiek w "Grze o tron". Jest to na tyle kompletna i dobrze napisana książka, że wskazanie wad graniczy z niemożliwym, przynajmniej dla mnie. Jedyne, co decydowało o tym, że nie jest to 10/10 to właśnie rozdrobnienie na wielką ilość odrębnych wydarzeń, postaci i miejsc w taki sposób, że nie można było w pełni zżyć się z bohaterami i lepiej ich poznać. Co nie jest do końca silnym argumentem, bo przecież wiadomo, że książka ma swoje kontynuacje. Mnie jednak brakowało trochę więcej Eddarda Starka, lecz za rekompensatę uważam świetną historię Dany. Tak czy inaczej, w ostatecznym rozrachunku nie poczułam się poruszona aż tak, by przyznawać maksymalną ocenę. Wydawało mi się też, że część postaci jest za bardzo biała lub czarna, ale o to samo mogłabym oskarżać Tolkiena - przy takim rozmachu nie ma to aż takiego znaczenia.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób pewnie trzyma się z dala od serii z tego samego powodu co ja - za dużo szumu na temat książki potrafi odstręczać. Być może niektórzy jako pierwszy poznali serial i teraz nie mają ochoty czytać. Ja jednak powiem, że warto, bo przy najnowszych propozycjach pisarzy fantastyki to naprawdę mocna pozycja, dużo lepsza niż rozmemłana Canavan (chyba nigdy nie dam jej spokoju...) czy produkowane masowo paranormale.
Ja także nie lubię tego 'szumu' wokół książek, więc może poczekam aż on nieco opadnie...
OdpowiedzUsuńJestem chyba jedyną osobą na świecie, która jeszcze nie czytała "Gry o tron". Nie unikam tej książki świadomie, pierwszy tom już czeka, po prostu obawiam się, że jak zacznę, to wsiąknę, dopóki nie skonsumuję wszystkich tomów...:-)
OdpowiedzUsuńKOCHAM!
OdpowiedzUsuńW zasadzie całkiem zrozumiałe, że odpycha, gdy czegoś natłok, ale już kilka razy przekonałam się, że nie warto obstawiać przy "nie tknę, bo inni tykają". No może pomijając Zmierzch. Ale chyba zbyt wiele o nim wiem, by mieć jeszcze jakiekolwiek nadzieje. W każdym razie Martin wart jest przełamania. U mnie na półce leżą teraz dwie części "Tańca ze smokami" i cały czas usiłuję po nie nie sięgać. (Żeby nie zrobić sobie strasznie długiej przerwy). A porównywanie Martina do Canavan, to trochę krzywda dla tego pierwszego. ;)
OdpowiedzUsuńTo nie dla mnie. Nie tylko ze względu na szum. Także dlatego, że to zupełnie nie moje klimaty. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać tę książkę. Serialu jeszcze nie oglądałam.
OdpowiedzUsuńZaczytuje się w tym mój facet, ale mnie chyba na to nie namówi...
OdpowiedzUsuń